Jak z Królika zrobić zająca, czyli dookoła Tatr 2016
Sezon 2016 rozpoczął się jakoś tak leniwie. To jakiś wyskok na obiad, to jakieś gofry w Olkuszu, to oklepana już droga Katowice-Kęty. Tempa zaczął nabierać jak znów zdzwoniliśmy się z Szajbą i stwierdziliśmy, że trzebaby zebrać jakąś ekipę i polatać jak za „dawnych” czasów. To było we wtorek, a w piątek wczesnym rankiem, Szajba z kumplami zmierzali już w stronę Zakopanego.
Podczas gdy ja siedziałem jeszcze w pracy, oni zwiedzili obóz w Oświęcimiu i pojechali na kremówkę do Wadowic. Tam właśnie na rynku się spotkaliśmy.
Z uwagi na to, że w tych terenach ja jestem najbardziej oblatany, objąłem prowadzenie ekipy i ruszyliśmy przez Maków Podhalański i Skomielną Białą w stronę Zakopanego. Nie ujechaliśmy kilku kilometrów, a zauważyłem, że koledzy Szajby – Królik i Tomek – gdzieś się zgubili. Pomyślałem sobie w duchu: „no to będzie długa droga do Zakopca”. Zatrzymaliśmy się na chwilę i nasze zguby dotarły, ale jak tylko zaczęliśmy lawirować między samochodami, to znów tracili się z pola widzenia. Na szczęście im bliżej celu tym krócej znikali z lusterek. To był szybki kurs poruszania się po południowej Polsce. Po dotarciu na miejsce, Szajba stwierdził: „nawet nie wiesz jak się cieszę, żeś przyjechał, bo oni mi nie wierzyli, że tak się da i myśleli, żem ja ogłupiał – a teraz się nauczyli, że tutaj trzeba tak jeździć”.
Po zakwaterowaniu rozpaliliśmy grilla i przy swojskich wynalazkach zaczęliśmy obmyślać plan na kolejne dni weekendu. Sobotę chłopaki rozpoczęli od wizyty na Krupówkach i zdjęcia z misiem, a ja obmyśliłem trasę dookoła Tatr, uwzględniając Biały Dunajec, gdzie do ekipy miał dołączyć „Marcel”. Szybkie tankowanie i ruszyliśmy przez Łysą Polanę na Słowację połykać tamtejsze winkielki i podziwiać Tatry od Słowackiej strony.
Królik się niestety widoków nie naoglądał, bo jak zobaczył, że „Marcel” to dziewczyna na litrowym Gixerze, która tempa nam nie ustępuje i jeździ lepiej niż niejeden gość, to nie miał czasu rozglądać sie na boki, żeby za daleko z tyłu nie zostać 🙂
Oczywiście jak zwykle gonił nas deszcz, jak zwykle pomyliłem drogę i jak zwykle było szybko i wesoło.
A po powrocie do Zakopanego, przy ogólnym akompaniamencie śmiechu i docinek, ze względu na przemianę w sposobie jazdy jaka się dokonała, przemianowaliśmy Królika na Zająca.