Ostrava Radvanice – małe czeskie Tourist Trophy
Zastanawia mnie jak to jest, że w takich krajach jak Czechy czy Słowacja da się wybudować tor z prawdziwego zdarzenia, zorganizować wyścigi uliczne i sprawić, że ludzie w sobotnie i niedzielne popołudnia całymi rodzinami przychodzą oglądać i podziwiać pasję innych ludzi. Pasję nie tylko do motocykli, ale również do wyścigów. I nikomu chyba nie przeszkadza, że na kilka dni w roku zamknięte jest kilka ulic, po których w kółko jeżdżą motocykle z mniej lub bardziej wyprutymi tłumikami, stare wyścigówki i nowiutkie ścigacze, Cafe Racery i Sidecary, a w powietrzu unosi się zapach benzyny i nitro. Tak właśnie jest w Radvanicach, dzielnicy miasta Ostrava, które oddalone jest raptem 30km od granicy z Polską, z Cieszynem. I my, Polacy, głównie motocykliści jeździmy tam te wyścigi oglądać, bo nas to interesuje. Nie interesuje nas piłka kopana, w której nie ma sukcesów od 30 lat ani kuchenne rewolucje Magdy Gessler, chcemy oglądać sporty motorowe, a najlepiej właśnie na żywo! No ale u nas nikt nie wybuduje toru ani nie zamknie ulic, bo przecież w świadomości większości narodu postrzegani jesteśmy jako dawcy. A w Czechach nie. Tam rodzina, która mieszka bezpośrednio przy strefie wyłączonej z ruchu na czas zawodów udostępnia swój ogródek dla polskich motocyklistów. I to nie zarobkowo. Owszem, zostawia się co łaska, ale obowiązku nie ma. Można zaparkować motocykle, zostawić kaski i zbędne ciuchy i podreptać oglądać wyścigi uliczne.
A jest co oglądać, zobaczcie filmik, który znalazłem:
Pierwszy raz byłem na tego typu wyścigach i pierwszy raz w Radvanicach. Dołączyłem więc do grupy motocyklistów ze Śląska i pojechaliśmy oglądać wyścigi. Przyjechaliśmy w sam raz na start klasyków, później startowały motocykle współczesne podzielone na klasy zależne od pojemności, sidecary, klasyki 125ccm itd. Nie tylko wiek motocykli, ale niejednokrotnie również wiek kierowców budził podziw i szacunek. Bardzo podoba mi się to, że człowiek z siwą brodą kilka razy do roku wsiada na swojego wiekowego już też klasyka i jedzie się ścigać z sobie podobnymi. W wyścigach Sidecarów zaś można zauważyć, że często zawodnikom towarzyszą ich żony, które pełnią odpowiedzialną funkcję balansowania własnym ciałem na zakrętach. Podoba mi się to, że przychodzą całe rodziny oglądać te wyścigi, jest zaplecze gastronomiczne, można coś zjeść, napić się piwka. Podoba mi się, że Czesi potrafią sobie stworzyć namiastkę Tourist Trophy, wielkiego święta Motocyklistów, które co rok odbywa się na wyspie Man. Chciałbym, żeby też u nas można było pooglądać coś takiego, żeby motocykliści w końcu przestali być postrzegani jako zło konieczne, a zaczęli byś postrzegani jako pasjonaci, którzy mają odwagę realizować swoje marzenia, z których nigdy się nie wyrasta.