Hayabusa na torze Pannoniaring
Dawno już za mną chodziło żeby sprawdzić się na torze z prawdziwego zdarzenia. Zdarzało mi się już jeździć Fazerem po torze gokartowym/supermoto w Starym Kisielinie, ale to nie to samo. Za namową znajomych postanowiłem wziąć udział w organizowanych przez firmę GRANDys duo treningach na węgierskim torze Pannoniaring. Treningi odbyły się końcem kwietnia, pogoda dopisała znakomicie. Były to dwa intensywne dni jazdy po prawdziwym torze, na początek sesja zapoznawcza z instruktorem, po niej omówienie błędów i niedociągnięć. Później kilka sesji treningowych dla każdej grupy w zależności od stopnia zaawansowania. Pomiędzy sesjami około pół godziny przerwy, więc zdążyło się trochę odpocząć ale nie znudzić. Wieczorem integracja przy piwku w doborowym towarzystwie i dzielenie się wrażeniami tudzież wspomnieniami starych czasów. Drugiego dnia od rana znów kilka sesji treningowych, a na koniec kwalifikacje i wyścig.
Czy było warto? Zdecydowanie tak! Treningi z GRANDys duo są dobrze zorganizowane, instruktor pokazuje optymalny tor jazdy i stara się wychwycić błędy podczas pierwszych sesji treningowych. Przerwy między sesjami są takie w sam raz. Wieczorem jest chwila czasu na odpoczynek, refleksję i integrację. Sam wyścig bez napinki, przecież nie o zwycięstwo a zabawę chodzi, a pucharów jest tyle, że mało kto wyjechał bez choćby jednego. Co do Hayabusy, to widać, że tor nie jest jej naturalnym środowiskiem, wprawdzie przytarłem jej trochę lewy dekiel na którymś winklu przed prostą Start-Meta i kumpel jadący za mną stwierdził po sesji, że jeszcze nie widział tak jeżdżącego „autobusu”, ale hamulce nie wyrabiają z szybkim zatrzymaniem takiej masy i dobrych czasów nie wykręciłem. Dość powiedzieć, że jak wziąłem Marcelowego GSXR-1000, to po dwóch okrążeniach toru zbliżyłem się do czasów kręconych Hayabusą poprzedniego dnia. Tak czy owak – wizytę na torze Pannoniaring polecam.